Rozmowa z Justyną Sosnowską
Rozmowa z Justyną Sosnowską, której debiutancka książka „Instytut Absurdu” ukazała się 28 lutego 2024 roku nakładem Wydawnictwa SQN. Rozmawiamy o jej inspiracjach, skąd się wziął pomysł na Instytut Absurdu oraz o tym, jak Wattpad pomógł jej w wydaniu książki.
Disclaimer: na zlecenie Wydawnictwa SQN wykonywałam korektę Instytutu Absurdu, ale zaproszenie autorki jest moją inicjatywą. Podcast nie jest przez nikogo sponsorowany ani wspierany.
Justyna Sosnowska
Rozmowa z Justyną Sosnowską – transkrypcja odcinka podcastu
KORNELIA: Będę dzisiaj rozmawiać z autorką Instytutu Absurdu, czyli Justyną Sosnowską. Cześć, bardzo mi miło.
JUSTYNA: Cześć, mnie również bardzo miło.
KORNELIA: Pomyślałam, że może na początek powiesz nam o czym jest Instytut Absurdu i dlaczego warto tę książkę
przeczytać – żebyś wprowadziła tematykę.
JUSTYNA: To jest to takie lekkie, zabawne urban fantasy, które dzieje się w Polsce. Opowiada o przygodach niedoszłej studentki, która… troszkę miała pecha. Nie udało jej się dostać na wymarzony kierunek i kiedy próbuje dowiedzieć się dlaczego, zauważa dziwnego jegomościa. Postanawia go pośledzić. No i że ciekawość to pierwszy stopień do Instytutu Absurdu, trafia właśnie tam. Dostaje propozycję stażu i ma bardzo dużo różnych ciekawych przygód. Nie wiem, czy chcę dużo mówić, żeby później nie było, że zaraz pół fabuły streszczę, więc może tu urwę.
KORNELIA: Jasne. Bardzo mi się podobał ten pomysł. Uważam, że jest przezabawny i daje bardzo duży potencjał humorystyczny. Skąd ci w ogóle przyszedł do głowy pomysł takiego Instytutu Absurdu, w którym wszystko jest odwrotnie, niż powinno być?
JUSTYNA: To był proces. Pomysł ewoluował po prostu. Ale ja jestem z wykształcenia architektem krajobrazu…
KORNELIA: A, to wiele tłumaczy z książki (śmiech).
JUSTYNA: Prawda? Gdzieś pod koniec studiów mieliśmy mieć dwa miesiące praktyk, w kilku różnych jednostkach, żeby się tam nauczyć, z czym będziemy mieli później w życiu styczność, z czym możemy się spotkać. Mieliśmy mieć część tych praktyk i w biurze projektowym, i w wykonawstwie, i w szkółce, i też w urzędzie. Więc tutaj już pierwsza taka właśnie styczność z pracą. Zobaczyłam, że tam przychodzą różni petenci, jest ciekawie, są jakieś ustawy, jakieś różne urzędniczo napisane wytyczne. I tu był już pierwszy mój pomysł, że kurczę, tyle jest takich pomysłów o szkołach magicznych, akademiach, a nie ma tego o jakiejś magicznej pracy. Praca w magicznym urzędzie, gdzie się załatwia sprawy, ale właśnie magiczne, to byłoby fajnie. Tylko pierwszy pomysł był, że to będzie bardziej na poważnie, ale ja nie umiem poważnie pisać. I musiał ten humor wejść. Stwierdziłam: „Dobra, tak już z humorem to trzeba naprawdę to przekręcić, żeby było zabawne, tak się wyżyć. Co mnie w życiu tak rozbawia, tak troszeczkę zastanawia – dlaczego tak, a nie inaczej? To gdzieś tam przekręcę trochę, będzie zabawne”.
KORNELIA: Brzmi jak urzędy (śmiech).
JUSTYNA: (śmiech)
KORNELIA: Widzę tutaj rzeczywiście… nie chcę też zdradzać za wiele… Ale rzeczywiście w tym, co mówisz – zwłaszcza o tym, co studiowałaś – widzę, w jaki sposób to się przełożyło na książkę. Czuć te elementy. Powiedz mi też: twoja książka była dostępna na Wattpadzie. Czy ty to pisałaś częściami, czy miałaś napisaną całość i publikowałaś części? Jak wyglądała Twoja praca nad tą książką?
JUSTYNA: Miałam napisane trochę. Już nie mogłam się doczekać, żeby się z kimś tym podzielić. I w ogóle nie myślałam, że to się może kiedykolwiek udać i mogłoby się ukazać w druku. Ja to po prostu pisałam dla siebie na początku. Trochę tam napisałam i pomyślałam: „To jest w sumie fajna historia. Może jakbym tak gdzieś wrzuciła, to ktoś by poczytał, poprawiłoby się mu humor, to dlaczego by nie?”. I tak szukałam jakiejś platformy. Kojarzyłam fanfiki wrzucane na blogi, ale w momencie, w którym już miałam trochę napisane, to ta moda na blogi gdzieś uciekała. Był właśnie ten Wattpad, który jeszcze wtedy w miarę przyciągał ludzi. I zaczęłam wrzucać: jedną część – nic się nie wydarzyło. Drugą – jakieś może parę tych gwiazdeczek wpadło. I mówię: „Kurczę, to chyba jednak nikogo to nie obchodzi na tym Wattpadzie. Tam są jakieś popularniejsze motywy, te mafie, porwane i tak dalej, to chyba się nie przebiję z tym tekstem”. Ale gdzieś mi mignęło, że są te akcje czytanie za czytanie. To się zapisałam do czytania za czytanie – całkiem fajne teksty mi się też udało w zamian przeczytać – i to ruszyło. Kilka osób zostało ze mną, pojawiały się następne i później jak taka lawina, coraz więcej osób przyszło. Dzięki temu miałam motywację, żeby to skończyć, bo byli czytelnicy i pisali: „Kiedy następna część, kiedy następna część?”.
KORNELIA: Najgorzej to się zdeklarować publicznie, co? (śmiech)
JUSTYNA: (śmiech) Tak, tak, jednak osoby, które uważają, że lepiej mieć najpierw napisane i potem wrzucić na spokojnie, wiedzą, co robią: mają czystą głowę.
KORNELIA: A możesz powiedzieć, na czym polega czytanie za czytanie?
JUSTYNA: Nie wiem, czy to dalej funkcjonuje, ale to była taka akcja, gdzie się zgłaszało swój tekst, czytało się… i ktoś inny też się zgłaszał. Dobierało się w pary i czytało się, przypuśćmy, trzy rozdziały książki tej osoby. Pod koniec tego trzeciego rozdziału zostawiało się merytoryczny komentarz, jakie są wrażenia po przeczytaniu tych trzech rozdziałów. Przeważnie było tak, że się przeczytało trzy rozdziały i już się raczej nie wracało – tamta osoba też nie wracała. Różnie się trafiało, nie zawsze to chwyciło. Ale czasami też się trafiło na coś takiego, że miało się ochotę czytać dalej i kontynuować.
KORNELIA: Nie jestem pewna, czy przeoczyłam, czy nie powiedziałaś: gdzie takie grupy czy miejsca można znaleźć, gdyby ktoś chciał w ten sposób się z kimś dogadać?
JUSTYNA: To funkcjonowało właśnie na Wattpadzie. Były tam po prostu takie publikacje, gdzie ktoś prowadził i nawet dobierał w pary. Tylko to były lepsze czasy Wattpada – nie wiem, czy to dalej funkcjonuje. Ale wydaje mi się, że te wszystkie różnego rodzaju grupy pisarskie na Facebooku… tam też chyba można znaleźć takie podobne akcje.
KORNELIA: Tak, tam się ludzie często właśnie ogłaszają, że szukają beta readera i tak dalej, tak że można, tylko… Właśnie dlatego pytam, bo to jest troszeczkę co innego. W chwili, kiedy masz beta reading, to po prostu ktoś ten tekst czyta i ci opiniuje, ale to działa tylko w jedną stronę. W chwili, kiedy się wymieniacie tymi opiniami i wrażeniami, to działa jednak w dwie strony – obie strony z tego czerpią jakieś doświadczenie. A jak masz beta reading, to tylko w jedną stronę idzie. Dlatego dopytuję.
JUSTYNA: Nie, nie, tutaj właśnie jest tak: dobieranie dwóch autorów w pary. Jak mają na przykład mało czytelników, nie mają tego feedbacku, to dobierają się w pary i taka zasada wzajemności: ja tobie, ty mi. Wydaje mi się, że to całkiem się sprawdzało, bo jak dostało się taki duży merytoryczny komentarz, to też się chciało odwdzięczyć komuś solidną dawką opinii.
KORNELIA: Brzmi jak bardzo fajna opcja właśnie dla osób, które chcą się uczyć i rozwijać dalej. Żeby się uczyć pisania, żeby szlifować swój warsztat.
JUSTYNA: No tak, tak, bo jeżeli się dostaje takie opinie, że: „To fajne, fajne, fajne, a tutaj można byłoby coś innego zrobić” i ma się to spojrzenie od osoby, która też pisze… to jest takie inne spojrzenie – już nie od czytelnika, tylko właśnie od autora. Więc to było ciekawe: jak ktoś inny by to na twoim miejscu pociągnął.
KORNELIA: Okej, czyli wrzucasz na Wattpada i co się dzieje?
JUSTYNA: Nic się nie dzieje.
KORNELIA: (śmiech) W twoim przypadku, o to mi chodzi. Nic się nie dzieje dalej?
JUSTYNA: No nic się nie dzieje. Niestety jest tam taki zalew tekstów, że naprawdę trzeba mieć albo szczęście, albo taki
chwytliwy temat, który akurat jest gorący, albo po prostu gdzieś tam małymi kroczkami czytać opowiadania innych i zostawiać komentarze. Żeby ktoś może z ciekawości kliknął, zobaczył, czy ty też coś masz ciekawego. Niestety.
KORNELIA: Aktywność zawsze sprzyja… (śmiech) Okej, to powiedz mi w takim razie, w którym momencie stwierdziłaś, że warto to wydać? W sensie: co się wydarzyło, że stwierdziłaś, że chcesz spróbować? Czy po prostu siedziałaś i dostałaś wiadomość, że to jest świetna książka i chcemy to wydać? Bo zapomniałam o tym wspomnieć na początku, ale twoja książka się ukaże nakładem Wydawnictwa SQN.
JUSTYNA: Coraz więcej komentarzy dostawałam od czytelników, że chcieliby to mieć na swojej półce. Bardzo miłe, ale nie widziałam tego, bo w momencie, w którym to publikowałam – to było kilka lat temu – nie było trendów na tego typu historie. Nie było jeszcze wtedy historii, gdzie akcja działa się w Polsce, gdzie było trochę słowiańskich mitów wykorzystanych. To się zaczęło niedawno, taka moda na to. I ja mówię: „O kurczę, to jest dobry moment, żeby wyjść tym Instytutem”. Bo wcześniej myślałam: „No nie, kto to wyda, w ogóle inne historie się teraz sprzedają, nie ma szans”.
KORNELIA: Mówiłaś, że minęło kilka lat. To ile czasu minęło od momentu, w którym… W sumie nie wiem, bo to jest proces, ale powiedzmy: ile czasu minęło od momentu, kiedy zaczęłaś publikować Instytut Absurdu na Wattpadzie do momentu, kiedy podpisałaś umowę wydawniczą?
JUSTYNA: Pod koniec 2018 roku zaczęłam publikować Instytut na Wattpadzie. Skończyłam gdzieś w połowie 2021 i zostawiłam go sobie tak na jakieś pół roku. Nie ruszałam w ogóle, nie zaglądałam do niego. Po czym wróciłam i zaczęłam poprawiać. Bo te pierwsze rozdziały jednak były słabsze – w międzyczasie się trochę nauczyłam, trochę rozpisałam i sama widziałam, że między pierwszą sprawą a tą ostatnią jest bardzo duży przeskok. Więc sobie poprawiałam, przerabiałam niektóre wątki, dopisywałam rzeczy i stwierdziłam: „No to w sumie to jest już gotowe i mogę wysyłać”. Więc minęło trochę czasu.
KORNELIA: Czyli w sumie od pierwszej publikacji do momentu, jakby do momentu, kiedy książka się ukazuje… Skoro teraz mamy 2024, to minęło osiem lat. Dobrze liczę?
JUSTYNA: Niecałe sześć.
KORNELIA: Niecałe sześć. Ja jestem humanistką, ja mogę nie ogarniać cyferek (śmiech). A tak zupełnie serio: to jest masa czasu.
JUSTYNA: No tak, tak.
KORNELIA: Powiedz mi w takim razie… Mówiłaś, że poprawiałaś tę książkę, że cofałaś się do tych pierwszych rozdziałów, ją szlifowałaś. Skąd w takim razie czerpałaś wiedzę na temat pisania? Jak szkoliłaś swój warsztat? Tylko z tych wymian na Wattpadzie czy jeszcze gdzieś?
JUSTYNA: Różnie. Ja jestem samoukiem. Od zawsze sobie pisałam, bo po prostu tak lubiłam, ale to było bardziej hobbystyczne, nigdy nie wiązałam z tym żadnych spraw zawodowych. Ale tak: korzystałam z tego, co jest dostępne w internecie, czyli jakieś poradniki, artykuły…
KORNELIA: Coś polecasz?
JUSTYNA: Ojej, teraz mam pustą głowę.
KORNELIA: Bardziej mi chodzi o poradniki same w sobie, czy na przykład czytałaś jakieś konkretne książki o pisaniu, czy…?
JUSTYNA: Tak, od Spisku Pisarzy czytałam poradnik – mieli też bloga, gdzie było dużo przydatnych informacji, więc mogę polecić. No i ten feedback pod kolejnymi rozdziałami na Wattpadzie. Potem razem z osobami z Wattpada założyliśmy sobie serwer na Discordzie, taki literacki, i tam też dzieliliśmy się różną wiedzą zdobytą z wszelkich źródeł.
KORNELIA: Czyli jesteś samoukiem na pełnej, bo – wnioskuję z tego, co mówisz – nie kończyłaś żadnego kursu, nie szkoliłaś
się jakoś szczególnie w tym kierunku, tak? Uczyłaś się sama.
JUSTYNA: Tak.
KORNELIA: Słuchaj, naprawdę gratuluję, bo to jest bardzo duże osiągnięcie, żeby samodzielnie wykształcić sobie warsztat na tyle, żeby duże wydawnictwo się Tobą zainteresowało. Rozumiem w takim razie, że w pewnym momencie podjęłaś decyzję o tym, żeby wysyłać te propozycje wydawnicze.
JUSTYNA: Tak, stwierdziłam, że jest dobry moment, bo takie historie się faktycznie pojawiają na rynku. Poprawiłam, jestem na tym etapie na tyle zadowolona z tego tekstu, że mogę go komuś pokazać tak już na większą skalę, i stwierdziłam: „To jest dobry moment, spróbujemy, najwyżej się nikt nie odezwie”.
KORNELIA: I długo wysyłałaś propozycje? Chodzi mi o to, ile czasu ci zajęło wysyłanie propozycji, czekanie na odpowiedź i jakąś decyzję. Jak ten proces u ciebie wyglądał?
JUSTYNA: Jeszcze zanim wysłałam propozycje, zrobiłam sobie listę takich wydawnictw, do których chciałabym… o których po prostu wiedziałam, że mogę im powierzyć swój Instytut i oni się dobrze nim zaopiekują. Jeszcze dostałam propozycje innego wydawnictwa, które szukało na Wattpadzie ciekawych tekstów, ale niestety nie dogadaliśmy się. W sumie nie miałam takiego parcia, że koniecznie się muszę wydać i za wszelką cenę, tylko stwierdziłam: „Uda się, to się uda, ale tak, żebym później mogła z dumą spoglądać na to dzieło, a nie tak, że za wszelką cenę i potem będę płakać w kącie, bo po prostu wyszło nie do końca tak, jakbym sobie to wymarzyła”. Na początku stycznia tamtego roku zaczęłam wysyłać propozycje i dość szybko dostałam odpowiedź od SQN-u, że są wstępnie zainteresowani i prześlą tekst do wewnętrznej recenzji.
KORNELIA: Czyli w sumie dość szybko dostałaś odpowiedź? Nie miałaś tego stresu, że czekasz latami na wydanie?
JUSTYNA: No nie, to był gdzieś mniej więcej tydzień czasu.
KORNELIA: To myślę, że wielu autorów marzy o tym, żeby w takim tempie dostać odpowiedź (śmiech).
JUSTYNA: Ale też mi się wydaje, że trochę posiedziałam nad mailem, żeby… To jest taka też może odpowiedź: żeby w mailu zawrzeć swoje atuty. I żeby był krótki, zwięzły i zawierał wszystkie atuty, jakie się ma na ten moment. Żeby ktoś, kto to czyta, wiedział w ogóle, co tam w środku znajdzie, czy w ogóle warto go dalej przeczytać. Więc mi się wydaje, że też mail mi trochę pomógł, że nie był takim laniem wody, tylko po prostu konkret.
KORNELIA: Właśnie miałam zapytać: skąd w takim razie uczyłaś się jeszcze pisania propozycji wydawniczej? Bo to też jest określony format, który musi wyglądać tak, a nie inaczej. I to nie jest wiedza powszechna, jak on ma wyglądać.
JUSTYNA: No nie, ale tak jak mówię: mamy ten serwer literacki, na którym też są osoby, które już się wydały. Tam często sobie po prostu wzajemnie udzielamy wskazówek, pomagamy sobie, czytamy sobie te maile do wydawnictw, i tam są wskazówki, że: „O, tu fajnie, a tutaj coś popraw”. Więc miałam takie wsparcie.
KORNELIA: Myślę, że jeżeli ktoś nie miał styczności z branżą wydawniczą wcześniej, to proces wydawania książki może być
dla niego dużym zaskoczeniem. I myślę, że może mieć bardzo dużo nowych, świeżych doświadczeń. Domyślałam się, że ty nie miałaś tego zaskoczenia, że proces wydawania książki… Że trzeba czekać aż tak długo, bo dostałaś odpowiedź w ciągu tygodnia. Natomiast chciałam cię zapytać, jakie inne rzeczy w takim razie cię zaskoczyły, w sensie: czego się nauczyłaś o tym, jak wygląda wydawanie książki i ta branża?
JUSTYNA: Jak wygląda tekst po takiej profesjonalnej redakcji: jest bardzo czerwony.
KORNELIA: Tak (śmiech). Mój mąż powiedział kiedyś, jak poprawiałam jego tekst, że przeorałam ten tekst poprawkami jak trójpolówkę w szczycie sezonu.
JUSTYNA: Wysyłasz czarno na biały i dostajesz taką czerwień… Więc tak, to było takie zaskoczenie, że niby fajnie, fajnie, wiadomości od redaktorki, że „super, super” – a potem otwierasz swój tekst i wszystko jest na czerwono. To było zaskoczenie. I ogólnie, że to jest długi, skomplikowany proces, że to nie jest tak „pstryk!”, od razu, tylko trzeba potem czekać na odpowiedni moment, kiedy ta książka się ukaże. Bo też jest kolejka, też jest lepszy moment, żeby coś puścić, i jest gorszy moment. Więc to nie jest tak, że od razu się dowiesz, kiedy będzie premiera, tylko wszystko ma swój czas.
KORNELIA: No tak, niestety, ale plany wydawnicze charakteryzują się tym, że się zawsze coś przesunie. Tak że to może być bolesne doświadczenie, myślisz, że fajnie, książka będzie miała premierę w tym roku, a nieprawda – tak naprawdę to będzie za dwa lata. Ale u ciebie nie było dużej obsuwy, jak tak sobie w głowie kalkuluję te daty, o których mówisz, to chyba tak w miarę.
JUSTYNA: Tak, tak. Tylko wiesz, że jeżeli wysyłałam… W styczniu był ten kontakt i cały rok trzeba czekać tak naprawdę, żeby to się ukazało. Więc tu trzeba mieć na uwadze, że to nie będzie tak od razu, że po podpisaniu umowy zaraz będzie książka na półce.
KORNELIA: No tak, bo wiem właśnie – z własnego doświadczenia – że na redakcję trzeba policzyć tak z miesiąc i na korektę też byłoby dobrze policzyć ze dwa tygodnie. Jeszcze w międzyczasie trzeba też popracować nad tym tekstem, doszlifować, to wszystko się potem rozkłada.
JUSTYNA: Tak, tak. Jeszcze potem praca nad okładką i tak dalej, więc to jest naprawdę… To zajmuje czas.
KORNELIA: A czy możesz powiedzieć, jak wyglądała z twojej strony praca właśnie nad okładką?
JUSTYNA: Zostałam poproszona o to, żeby napisać jak mniej więcej bym sobie wyobrażała, więc tak starałam się główne rzeczy przekazać. Ale nie chciałam tak bardzo skrupulatnie opisywać, żeby zostawić grafikowi trochę wolnej ręki… Ja jestem, powiedzmy, artystyczna, więc wiem, jak to jest: trzeba trochę zostawić tej wolności, żeby ktoś mógł się wyżyć graficznie. Więc tylko takie główne rzeczy, czyli: żeby była bardziej minimalistyczna, żeby koniecznie była fioletowa i żeby była taka magiczna, aż skrząca się od magii, może być z budynkiem na przykład. I tyle.
KORNELIA: Ale to fajnie, że miałaś na to wpływ. Wiem, że to nie zawsze jest norma, że autor czy autorka może skonsultować okładkę.
JUSTYNA: Tak, ale to jest coś, o którą pytałam jeszcze na początku, czy taki wpływ w ogóle będę mieć na wygląd okładki. Bo
właśnie wiem, że często jest tak, że wydawnictwo samo sobie ustala i w ogóle tego nie konsultuje z autorem. Po prostu oni wiedzą, co jest teraz chodliwe. Stawiają na swoje doświadczenie i tyle, i autor musi to przyjąć do wiadomości. Więc, tutaj to jest fajne, że jednak mogłam jakąś tam swoją wizję przepchnąć.
KORNELIA: To jest ekstra, też masz poczucie pewnie, że masz rzeczywiście swoją książkę, ona jest podpisana twoim nazwiskiem i jest twoja, i ty mogłaś tutaj współpracować z wydawnictwem.
JUSTYNA: Tak, że to jest nasze wspólne dziecko. Faktycznie ma się to poczucie, że każdy swoją cegiełkę dołożył i się przyczynił, że to ma taki finalny wygląd.
KORNELIA: Coś jeszcze cię zaskoczyło? Mam na myśli tak ogólnie, na przykład… w procesie promocji: czy jeszcze są jakieś rzeczy, które cię zdziwiły?
JUSTYNA: Raczej nie, bo obserwowałam, co się działo przy premierach znajomych, które już wcześniej debiutowały. Znaczy, tutaj pozytywnie mnie zdziwiła pomysłowość w wykorzystaniu tych wszystkich smaczków. Czyli że w boksach promocyjnych jest ta karteczka złożona w żurawia – i w środku, jak otwierasz, jest, że poszukują stażysty. To było takie, kurczę, fajne, że ktoś na to wpadł i tak wykorzystał coś, co się pojawia w książce, żeby ją wypromować. Więc tak, te kreatywne smaczki mi się bardzo podobają w promocji, bo nie zawsze tak to jest. Czasami jest to po prostu wrzucenie ładnej grafiki i tyle, a tutaj widzę, że ktoś tak kreatywnie do tego podchodzi.
KORNELIA: Muszę się przyznać, że mój egzemplarz do mnie jeszcze nie dotarł. Miałam nadzieję, że będzie dzisiaj, ale utknął gdzieś w trasie. Natomiast z tego, co widziałam na Instagramie, to jest tak, że na stronie, na czwórce tytułowej jest odwrócony do góry nogami tytuł: chochliki to przekręciły, prawda?
JUSTYNA: Tak, tak, a „przy produkcji książki nie ucierpiał żaden gargulec”, więc..
KORNELIA: Tak. No, gargulce w książce skradły moje serce (śmiech).
JUSTYNA: To tu powiem, że inspiracją do gargulca był pies mojej mamy, który jest niszczarką do papieru (śmiech).
KORNELIA: Pomyślałby kto, że koty.
JUSTYNA: Nie, on jest takim małym… drze papier po prostu, to jest jego ulubione zajęcie.
KORNELIA: Słuchaj, mam stertę papierów tutaj w drugim pokoju, nie chciałabyś wpaść? Jest co niszczyć, zapraszam! (śmiech)
JUSTYNA: (śmiech) Dobrze, wpadnę z pieskiem.
KORNELIA: Chciałam cię jeszcze zapytać o twoje inspiracje, bo mówiłaś, że u ciebie… Ja też to wiem, ponieważ czytałam Twoją książkę – wiem, że się pojawiają te motywy słowiańskości, i chciałam zapytać o Twoje inspiracje. Nie tylko takie książkowe, ale ogólnie: czym się inspirujesz w ogóle, pisząc?
JUSTYNA: Życie. Najlepsze historie są z życia.
KORNELIA: Zgoda, natomiast bardziej chodzi mi jednak o rzeczy materialne, które może na przykład… Chciałam powiedzieć, że można obejrzeć, ale w dobie streamingu to niekoniecznie można dotknąć serialu… Chodzi mi o książki, filmy, seriale, może jakieś wydarzenia, takie konkretne, które ktoś sobie może sprawdzić, bo stwierdzi: „ O, to brzmi ciekawie i chce się dowiedzieć więcej”. Wiem, że tych materiałów, tych inspiracji może być mnóstwo. Jeżeli będzie ci łatwiej, to może zaczniemy troszeczkę węziej i powiedz mi, jakiego rodzaju książki lubisz czytać.
JUSTYNA: Najbardziej to oczywiście wszelkiego rodzaju fantastykę, ale nie mam takiej konkretnej ulubionej, zawężonej dziedziny tej fantastyki. Po prostu sięgam po różne. Jak mi się znudzą smoki, to sięgam po wampiry, jak mi się znudzą wampiry – to po urban fantasy, więc ostatnio wschodnie klimaty się pojawiają u mnie. A jeżeli nie fantastyka, to też lubię kryminały, takie stare, jak w stylu właśnie Agaty Christie.
KORNELIA: Zastanawiałam się, czy możesz podać po prostu tytuł, na przykład jakiejś książki z fantastyki, którą ostatnio czytałaś, albo która ci się bardzo spodobała.
JUSTYNA: Ostatnio czytałam Zaklęcie dla Czarownika Magdaleny Kubasiewicz, tak że cykl o Jagodzie Wilczek mogę spokojnie polecić. Wcześniej czytałam Tashę Suri, też jest bardzo fajna, jeżeli ktoś lubi takie orientalne klimaty. Ale ja nie mam swojego ulubionego autora, bo po prostu sięgam po różne rzeczy.
KORNELIA: Umówmy się też, że pytanie fanów książek o ulubionego autora czy ulubioną książkę, to jest…
JUSTYNA: A to jest chyba najtrudniejsze pytanie, bo tego jest tak dużo i co chwilę się sięga po coś innego. Trudno sobie tak po prostu jedną postać wybrać.
KORNELIA: Ja jestem chyba jedyną osobą w całej branży wydawniczej, książkowej, w bookmediach ogólnie, która bez wahania jest w stanie wymienić ulubioną książkę ulubionego autora, jedną, ten numer jeden od zawsze… i jest to Hrabia Monte Christo Aleksandra Dumasa. Uważam, że jest to książka, która ma absolutnie wszystko, bo ona ma… i romans, nawet więcej niż jeden, ma bardzo dużo akcji, ma intrygę, ma zagadki, ma bardzo mądre przesłanie. Jeżeli ktoś na przykład tylko widział filmy, to w życiu nie zgadnie, że ta książka ma bardzo mądre przesłanie, bo Hollywood zrobiło to po swojemu. Ludzie na mnie zawsze dziwnie patrzą, jak mówię, że ja mam tę jedną ulubioną książkę ten numer jeden od lat, i to jest właśnie Hrabia Monte Christo. Widzę po twojej minie, że nie mieści ci się w głowie, że można mieć jedną ulubioną książkę (śmiech).
JUSTYNA: Niee, nie mieści się. Można mieć jedną ulubioną przez jakiś czas, albo mieć top ten ulubionych książek, ale tak jedną swoją – podziwiam. Podziwiam, bo są takie osoby, które mają jakiś swój ulubiony film, ulubionego aktora, i oni wiedzą, że to jest ten film, ten aktor ta książka, ta piosenka. A ja tak: „No nie, jak można zawęzić do jednego?”. Nie można.
KORNELIA: Tu miałabym większy kłopot, to nie powiem, aczkolwiek ulubionego muzyka mam. Jak bym się zastanowiła, to pewnie jednego ulubionego aktora też bym znalazła. Tak że tutaj jestem ewenementem ewidentnie, że nie mam problemu z wyborem.
JUSTYNA: Tego jest tak dużo i każdy jest tak różny, że naprawdę trudno jest mi wybrać coś jednego.
KORNELIA: Ale to jest bardzo ciekawa myśl, że jest tylu autorów, że każdy sobie znajdzie twórczość, która będzie mu
odpowiadała. Zawsze coś tam się wygrzebie i się stwierdzi, że to jest fajne, to mi się podoba, a to nie. I to też nie jest tak, że już dawno wszystko wszyscy napisali, już nie ma nowych motywów, nie ma o czym pisać – tylko zawsze można to przedstawić po swojemu i to się komuś spodoba.
JUSTYNA: Ale też, jak pomyśleć, że jeżeli jesteśmy ludźmi i się rozwijamy, to też na różnym etapie życia różne rzeczy mogą być dla nas bardziej atrakcyjne. Wtedy jeden autor do nas bardziej przemówi, a za kilka lat już nie będziemy w nim widzieć tego, co kiedyś widzieliśmy, ktoś inny będzie nam bardziej pasował. Więc też bym patrzyła w tę stronę.
KORNELIA: W sumie tak. Umówmy się, że książki, które się czyta w dzieciństwie, mają bardzo duży wpływ na nas i później na to, co piszemy. Ja na przykład mogę się przyznać bez bicia, że mój styl pisania jest bardzo mocno inspirowany Joanną Chmielewską, która u mnie w domu była na całej półce, na całej rozciągłości – takie charakterystyczne czerwone wydanie z czasów PRL-u – i po prostu się czytało. Niektóre fragmenty, wiadomo, Lesia i Wszystko czerwone, znam na pamięć, więc to miało na mnie wpływ. Bo w tej chwili troszeczkę mniej, ale kiedyś też pisałam różne historie i widzę, że to wywarło na mnie wpływ. I zmierzam do kolejnego pytania do ciebie, czyli: z jakimi książkami się wychowywałaś? Co mogło się przełożyć na to, jakiego rodzaju książki piszesz teraz?
JUSTYNA: Ja miałam dwie takie ulubione serie: jedna to była Ania z Zielonego Wzgórza oczywiście…
KORNELIA: Wiadomo. Też przeczytałam całość, niejednokrotnie
JUSTYNA: No i Ania sama też przecież pisała i to było takie dla mnie… „Ja też będę pisać, tak jak ona sobie do szuflady”. Tylko, kurczę, ona została tą autorką, więc może faktycznie…
KORNELIA: Jesteś na dobrej drodze!
JUSTYNA: A drugie to był Harry Potter. Wychodziły i się czekało na ten piąty tom… To ja przecież już wyszłam wcześniej, żeby tylko być pierwsza przed księgarnią i go zdobyć. I jeszcze sobie przypominam jedną: Serię niefortunnych zdarzeń, też bardzo lubiłam czytać za dziecka.
KORNELIA: Tego akurat nie czytałam.
JUSTYNA: Ona była taka trochę utrzymana w czarnym humorze, więc może też to miało jakiś wpływ. No, a później jeszcze doszedł Świat Dysku, ale to już były czasy gimnazjalno-licealne.
KORNELIA: Mam wrażenie, że – bo my jesteśmy w podobnym wieku – te okolice gimnazjum i liceum to był właśnie taki moment, że wszyscy czytali Pratchetta.
JUSTYNA: Tak, tak, ale to była akurat zabawna historia. Zanim czytałam Pratchetta, to sobie pisałam już pierwsze humorystyczne teksty i dawałam do poczytania koleżankom. I jedna koleżanka powiedziała: „ To jest podobne do Świata Dysku, musisz przeczytać Świat Dysku!”. Zaczęłam czytać Świat Dysku i mówię: „Kurczę, ktoś już to napisał i zrobił to lepiej”.
KORNELIA: (śmiech) No tak. To musi być bolesne przeżycie.
JUSTYNA: (śmiech) Tak. „O nie, mój pomysł, który myślałam, że jest oryginalny, nie jest oryginalny. Ktoś to napisał ileś tam lat wcześniej i jest tak świetnie napisane, że nie ma szans, żebym to zrobiła lepiej”.
KORNELIA: Lepiej się nie porównywać do nikogo, tylko robić swoje. Natomiast tak sobie właśnie myślę… U mnie w domu nie było w ogóle fantastyki, i tak jak ty mówisz, że czytałaś najróżniejsze książki z fantastyki, do tej pory czytasz i tak dalej… Ja na przykład fantastykę lubię bardzo wybiórczo, dlatego że u mnie w domu jej nie było i nie mam nawyku czytania jej. Dlatego, że u mnie w domu była Chmielewska i był Harry Potter – to był maks możliwości. I to się przełożyło na to, że do dzisiaj chętnie sięgam właśnie po kryminały czy literaturę sensacyjną, a nie konkretnie po fantastykę. Aczkolwiek, żeby było zabawniej, najczęściej sprawdzam właśnie fantastykę, tak że jestem na nią chyba skazana. Muszę się przyznać, że pierwszą książką fantasy, którą przeczytałam – to było w liceum – znajomy podesłał mi, żebym przeczytała koniecznie Zawód: wiedźma Olgi Gromyko. Nie wiem, czy kojarzysz.
JUSTYNA: Kojarzę.
KORNELIA: To była pierwsza książka fantasy, jaką przeczytałam w ogóle chyba w życiu. To w kontekście tego wychowywania się z książkami, że to ma duże znaczenie. I właśnie na pisanie ma wpływ. Jakie masz w takim razie dalsze swoje plany pisarskie? Planujesz ciąg dalszy przygód z Instytutu Absurdu, czy może masz już pomysły jakieś na kolejne książki?
JUSTYNA: No tak, to trzeba dokończyć sprawę Pana P.
KORNELIA: Okej, nie chciałam sama z tym wychodzić. Natomiast skoro o tym mówisz, to tak, to jest wątek, który wymaga domknięcia. Więc domyślam się, że jest już jakaś druga część, nad którą pracujesz bądź już skończyłaś pracę.
JUSTYNA: Tak, druga część jest, powiedzmy, że wstępnie skończona. Jeszcze będzie wymagała doszlifowania. Ale w drugiej części jeszcze się nie wyjaśni sprawa Pana P.
KORNELIA: Planujesz trzecią?
JUSTYNA: Będzie trzecia. Za dobrze by było. Za dobrze by było, więc planuję trzecią i trzecia jest już tą ostatnią. I tam
być może już się wszystko rozwiąże.
KORNELIA: Ok, a masz jakieś pomysły poza Instytutem Absurdu?
JUSTYNA: Tak, oprócz Instytutu Absurdu mam jeszcze pomysł na trochę bardziej poważną historię. Ale również będą tam humorystyczne akcenty. I ona będzie opowiadać o ambitnej wiedźmie, która ma pecha, bo mieszka sobie w bardzo zaściankowym miasteczku i nie ma szans się spełniać w tym zawodzie, w którym by chciała. Chciałaby być alchemiczką. Ale tam wiedźmy nie są alchemiczkami – wiedźmy mogą sobie wywar byle jaki zrobić, ale alchemikami to muszą być magowie. Więc musi troszeczkę zawalczyć ze stereotypem, że to nie jest do końca wiedźmy zajęcie – taka poważna alchemia – tylko jakieś tam babcine wywary.
KORNELIA: Powiem ci: czytałabym (śmiech). A jak ci idzie praca?
JUSTYNA: To jest w zasadzie dwutomówka – pierwszy tom jest napisany, więc zabieram się za drugi.
KORNELIA: Świetnie, to słuchaj: mój adres mailowy masz, to wiesz, gdzie się zgłosić (śmiechy). A tak zupełnie
serio, chciałam jeszcze powiedzieć tak: u ciebie proces od napisania książki do jej wydania był bardzo długi…
JUSTYNA: Tak.
KORNELIA: I mówisz, że nie zależało ci tak straszliwie, żeby tę książkę wydać, tylko albo się uda, albo się nie uda, tak?
JUSTYNA: Tak.
KORNELIA: Myślisz, że to miało jakiś wpływ na twoje podejście do całego procesu? W takim sensie: wiem, że są ludzie, którzy tak gorączkowo chcą wydać swoją książkę, że po prostu niczego innego nie robią. I nie dość, że się w tym zatracają… nie poświęcają też sekundy na to, żeby na przykład sprawdzić, jak powinna wyglądać propozycja wydawnicza i piszą do wszystkich, i tak dalej. Zastanawiam się, czy to, że ty byłaś taka wyluzowana na tym punkcie, że się uda albo się nie uda, czy to jakoś się nie przebiło w tym wszystkim…? Czy to nie miało wpływu na twoją psychikę, to, że ty po prostu siedziałaś i czekałaś.
JUSTYNA: Całkiem możliwe, bo dzięki takiemu podejściu udało mi się uniknąć błędów, na które się łapią czasami inne osoby, czyli: zgadzają się na pierwszą propozycję, jaką dostaną, nie patrząc w ogóle na to, jak jest umowa skonstruowana i ile tam jest różnych haczyków, które potem mogą zaboleć, jeżeli coś się zadzieje. Bo są tak już przeszczęśliwi, że ktoś się odezwał, że podpisują, nawet nie sprawdzając tych zapisów. Tu jeszcze mogę poradzić, że bardzo dobrze taką umowę jest w ogóle skonsultować z prawnikiem specjalizującym się w prawie autorskim. Od czegoś mamy tych specjalistów i trzeba ich czasem docenić, i zapłacić. Lepiej zapłacić mniejszą kwotę prawnikowi niż potem kary umowne płacić w dziesiątkach tysięcy, jeżeli coś się zbroi. Ja tak się po prostu na spokojnie do tego przygotowywałam, stwierdziłam, że albo to będzie fajne wydawnictwo, albo żadne. Przecież jak nie wydam, to się nic nie stanie, to trudno. Nie muszę być autorką.
KORNELIA: Myślę, że po tym wszystkim, co powiedziałaś, można śmiało powiedzieć, że bardzo dobrze trafiłaś.
JUSTYNA: (śmiech) Wiem. Ale tak jak mówię: gdybym miała inne podejście i, przypuśćmy, wysyłała do wszystkich wydawnictw, jakie istnieją na rynku polskim i ktoś by się odezwał, ja bym tam poszła, nie patrząc, co jest na umowie… no to nie byłabym w takiej sytuacji, jak teraz, prawda? Tylko pewnie płakałabym w kącie, co ja najlepszego zrobiłam, było się przecież wstrzymać, zastanowić dwa razy, a nie po prostu tak bezmyślnie, na euforii, że o ktoś się odezwał, w to pójść.
KORNELIA: Czy poza tą poradą, żeby konsultować umowę wydawniczą z prawnikiem, masz jeszcze jakieś rady dla osób, które chciałyby napisać książkę i ją wydać tradycyjnie?
JUSTYNA: Na pewno nie wysyłać od razu po postawieniu ostatniej kropki, tylko sobie ten tekst zostawić na chwilę, żeby odpoczął. Wrócić do niego już ze świeżą głową, bo wtedy zobaczymy te rzeczy, które nam umknęły, Wydawało nam się, że jest wszystko super fajnie, a nagle jakieś dziury fabularne może nam się uda odkryć, czy jakieś wątki, które trzeba trochę przerobić. Dobrze jest jeszcze sobie znaleźć beta czytelników i podrzucić, żeby też się wypowiedzieli, jak oni uważają. No i można poczekać z tym tekstem i pośledzić, czy jakieś trendy może nie wychodzą, że teraz, nie wiem, wampiry znowu są na topie. A ja mam akurat tekst, który odleżał, o wampirach, trochę go poprawię i wyślę do wydawnictw z adnotacją, że jest o wampirach, a teraz wampiry są na topie, więc może dobrze byłoby sprawdzić, czy ten tekst jest na tyle fajny, żeby go wydać. Więc tak bym radziła: na spokojnie, z jakimś pomysłem, dlaczego ta książka. No i też tak: jeżeli ktoś chce debiutować, to też musi się zastanowić, z jaką książką chce debiutować, żeby z dobrej strony tak na dobry początek się pokazać.
KORNELIA: Dziękuję ci bardzo serdecznie za rozmowę i chciałam powiedzieć, że raz jeszcze bardzo ci gratuluję wydanej książki.
JUSTYNA: Bardzo dziękuję, to była przesympatyczna rozmowa.